Wyszedł z hotelu. Poprawił swój ciemny płaszcz.
- Kurwa. - znowu było zimno. Prócz nasilających się dreszczy, odczuł, że coś kapie mu na nos. I to nie była żadna ściekowa forma wylatujących obrzydliwych cieczy z czyjegoś okna, bądź rynny. Nie. Deszcz. Za chwile to miejsce miało stać się prawdziwym burdelem. O ile nie chodzi o to, z którego parę sekund temu wyszedł Neptun. Drzwi za nim zamknęły się z hukiem. Tyle po przyjemnej (?) pracy.
Podeszwy lepiły się od śmieci i błota. Co za dzielnica. Obrzydliwa. Żerujący na sobie ludzie powinni zostać wyeliminowani. Prawo dżungli. Przetrwa silniejszy, inteligentniejszy. Bo jak pasożyty uczepiają się tych lepszych, sprowadzając ich na dno. Przesada. Ten świat dążył do anarchii. Nie dało się go odratować. Istnienie człowieka zostało zamazane. Nikt już nie powracał do prawowitych wartości. Nie. Nie... wola przetrwania, nawet ta naturalna, przerodziła się w coś gorszego od egoizmu. Tylko w co?
Istniało tylko jedno lekarstwo. Destrukcja. Zniszczyć, a raczej przyspieszyć proces niszczenia ziemi. Pozbyć się wszystkiego, co złe. - Łącznie ze mną, na sam koniec.- zakpił, odpalając papierosa.
Pogoda nie dopisywała. Padał powoli deszcz, a Neptun nie miał parasola. Hahaha... nie. Do diaska... co on tu robił? A już mówię. Gdy tylko mógł, zawsze nocą paradował. To był fakt. Działał na zlecenia, rozwoził towary. Niestety największym kłopotem było to, że działał sam. Czasami miał kupę rzeczy do zrobienia, a miał tylko jedne ręce.
Wypuścił sporo dymu z ust. W prawej dłoni trzymał papierosa, którego przykładał co sekundę do ust. Jakaś grupka osób, zmierzała tędy. No to kiepsko. Dla nich? Czy dla Neptuna? Jeżeli byli zwykłymi ludźmi, nie powinien używać na nich mocy. Dlaczego pomyślał najpierw o tym? Ba... bo wiadomy był fakt, że szanse, iż nie zostanie zaczepiony wynoszą 0,01%.
Dopiero co się zrelaksował, a teraz znowu musiał odgrywać czarny charakter. Tak... obsłużył parę kobiet. Ze dwie czy trzy tej nocy. Jedna świętowała noc panieńską. Jak kto woli. Nie kleiła się aż tak do czarnowłosego, dlatego miał dosyć udaną noc. Nie musiał zaglądać w miejsca, którymi już rzygał nocami, budząc się z koszmarów. A tak... śniły mu się kobiety. Dziś natomiast jakieś sprośne żarciki, udawane uśmieszki, uwodzące komplementy. Tylko po to, aby zadowolić klientkę. Opłaciło się. Spytasz... dlaczego oddawał swoje ciało, skoro mógł otworzyć własny biznes? Po pierwsze, miał powodzenie - zarabiał więcej, niż przeciętna prostytutka. Po drugie, otworzenie biznesu wiązało się z kosztami, wynajęciem lokalu. Neptun stracił wszystko, po zabiciu rodziny. Zaczynał od zera. Musiał w dodatku zajmować się Freyą. Gdyby miał organizację, ludzi do pomocy przy załatwianiu czarnej roboty... rzeczywiście. Wtedy zarabiał by więcej, miał czas na wszystko i nie degradował się na stanowisko męskiej kurwy. Ba! I nie tylko. Dilera, złodzieja i mordercy bo to też robił. Tylko w inne dni tygodnia. A trzeba przecież czasami uważać. Zabije się kogoś raz, to tydzień trza na moment odczekać z robotą, żeby nikt nie złapał. Nie jest to takie proste. Zwłaszcza, że wyspa to kłębowisko konfidentów. Normalnie jak za komuny. Każdy wie kto z kim i gdzie, ile zarabia. Taka prawda. Neptunowi zamiast demokracji przypominało to tak naprawdę jakiś faszyzm, czy też tyranię. Aby tak uważać miał pewne argumenty o których powie się kiedy indziej.
Brak kasy był kłopotliwy. Marzenie Neptuna nie mogło się spełnić. A jakie ono było?
Jak czarnowłosy przewidział, trójka facetów - jeden dość postawny dryblas i dwóch o normalnej, czy też o średniej przeciętnej, budowie ciała - postanowili umilić mu czas. Jakże miło z ich strony. Czy to ładnie zaczepiać chłopaka? Przecież ten mógł zupełnie przypadkiem, kiedyś zadowolić dziewczyny tych panów. Powinni mu być wdzięczni.
Osiemnastolatek nie przyglądał im się za długo. Bardziej irytował się deszczem. Dlaczego w taki momencie? To takie niekomfortowe, a on łatwo się zaziębiał.
- Lalunia zgubiła drogę do domu?- zaczepił pierwszy z nich. Próbowali we trójkę, ustawić wycofującego się Neptuna pod ścianę. Bić się, czy nie? O to jest pytanie. Cholera. W kieszeni płaszcza miał paczkę dla klienta z prochami. Tak to jest, gdy właśnie łączy się wiele rzeczy ze sobą. Powstaje taki miszmasz. Jak się czarnowłosy nie wyrobi z czasem do północy, to będzie miał przekichane, jak ktoś go znajomy zobaczy. Znajomy w cudzysłowie. I tak nie posiadał przyjaciół. Czas... wszystko kumulowało się tylko wokół tego. - Laluni zabrakło głosu?- szturchnął go w ramię facet.
Neptun zaśmiał się. Szanse na wygraną miał wysokie. Deszcz dodatkowo, powodował, że był na wygranej pozycji. Nawet trzech na jednego. Ale... Neptun był osobą zagadkową. Działał według fanaberii. Po co używać mocy... skoro gdy ma się taką zachciankę, wystarczy popaść w jej amok?
- Nawet takie miejsca jak to... mają swoje czarne strony. Ironia losu?- odchylił lekko głowę, a następnie złapał mężczyznę za ramiona, uderzając swoim czołem w niego. Akcja niczym z prawdziwego wrestlingu! Nim dwóch się wtrąciło, czarnowłosy zdążył jeszcze przywalić temu dryblasowi z Bell Clap (czyli nawiasem mówiąc, mocnego uderzenia w uszy), a przy ostatnich sekundach, wyjął nóż, rozcinając krtań facetowi. Krew roztrysnęła się na wszystkie strony. Adwersarz padł na kolana, a Hammurabi starł ubrudzony policzek. Pozostali stali osłupieni, nie wiedząc co robić dalej... Osiemnastolatek odpalił nowego papierosa, bo poprzedni niestety upadł, mu z wrażenia. W końcu jak dobrze pójdzie, może dorwie tych dwóch kolesi naraz? I sprzeda ich narządy?